Zielone Drzwi

Przepisy / Wege-rozkminy

Moment zrozumienia

Przestałam jeść zwierzęta 19 lat temu i wtedy jeszcze nie zastanawiałam się, dlaczego inni wciąż je jedzą, pewnie byłam zbyt młoda, żeby to roztrząsać. Żyłam w środowisku, gdzie zabijanie zwierząt było normą i nie znałam wówczas żadnego wegetarianina, więc nie miałam podstaw do głębszych rozważań na ten temat.

Odkąd pamiętam, notorycznie przebywałam ze zwierzętami, które były przeznaczone pod nóż oraz tymi, które pełniły rolę stróża posesji. Chcąc nie chcąc, brałam udział w „polowaniu” na kury [momentu zabicia kury nie widziałam, bo uznano, że nie powinnam na to patrzeć - ciekawe dlaczego?], po czym patrzyłam jak ich pozbawione głów ciała szarpią się w wiadrze tuż po uśmierceniu. Po wszystkim, bezmyślnie wygłupiałam się ich martwymi oskubanymi korpusami, nie widząc w tym nic złego…

Z królikami nie było lepiej  – bawiłam się (z) nimi, wyjmując je z klatek i nosząc na rękach, bez zastanowienia, czy one tego chcą. Wtedy wydawało mi się, że one też czerpią radość z przebywania ze mną, teraz sądzę, że niestety była to jednostronna przyjemność. Po „wesołych” harcach wkładałam je z powrotem do „poczekalni na śmierć”, szłam do ciepłego przytulnego domu, a następnego dnia bawiłam się ich odciętymi puchatymi ogonkami i łapkami.

Patrząc z perspektywy czasu, wydaje mi się, że robiłam to wszystko, bo moja sieć neuronowa nie była jeszcze zbyt dobrze rozwinięta i nie kojarzyłam pewnych zależności.  Innego powodu się nie doszukałam.  Pobudek sadystycznych nie miałam, przynajmniej nie w stosunku do innych gatunków niż człowiek (czyt. wkurzające ówcześnie siostry).

W końcu jednak nastał dzień, gdy moje synapsy zaczęły działać jak należy, informacje powiązały się ze sobą i zrozumiałam, że coś jest nie tak. Że nie można lubić zwierząt i jednocześnie je zjadać. Obcując ze zwierzętami nie dało się nie zauważyć, że mają uczucia, a przede wszystkim nie chcą umierać.

Tak, w wieku kilkunastu lat, zostałam wegetarianką. Doszłam do wniosku, że przestanę jeść mięso, bo przecież moje kubki smakowe nie będą decydować o czyimś cierpieniu. Pamiętam ten dzień i w jaki sposób o tym zdecydowałam. Letnim porankiem siedziałam na balkonie i wypisywałam moje postanowienia (nie wiedząc jeszcze wtedy, że właśnie tak powinno wyglądać wyznaczanie celów życiowych – z kartką i długopisem – niejeden life coach pochwaliłby mnie za to). Obok typowych dla nastolatek postanowień np. „schudnę 10 kg”, zapisałam „NIE BĘDĘ JADŁA MIĘSA”. Tak też zrobiłam. Była to najważniejsza decyzja w moim dotychczasowym życiu, o której racjonalności jestem przekonana w 100%.
PS. tego drugiego postanowienia nie udało mi się spełnić, chyba że można zaliczyć 10 kg więcej – coś ewidentnie poszło nie tak ;p

Teraz, już jako 30-sto paro latka (nie powiem ile dokładnie, o nie nie), zastanawiam się, dlaczego inni nie dojrzeli do takich decyzji. Dlaczego każdy nie obudził się pewnego ranka i nie stwierdził: przecież to nienormalne zjadać istoty, które chcą żyć, które są na tym świecie nie po to, by je zabijać. Gdyby żyły w tym celu, same przychodziłyby do nas i radośnie popełniały samobójstwo, a nie drżały ze strachu przed zbliżającym się oprawcą, kuląc się w kącie klatki, mając nadzieję, że tym razem to nie one trafią pod nóż…

Niestety nie znalazłam przyczyny, dlaczego jeszcze tak wiele osób nie rozumie, że zabijanie zwierząt jest - nie dość, że zbędne, to przede wszystkim złe. Ale będę szukać dalej. Skoro sami się nie obudzili z takim przeświadczeniem, może trzeba im pomóc. A może oni zwyczajnie jeszcze się nie obudzili?

Pobudka!

-eMCe-