Nastał maj, a wraz z nim zaświeciło słońce - chciałoby się rzec. Niestety słońca nie widać. Za to są kałuże, które pozwoliły mi odkryć, że mam nieszczelne trampki :)
Deszcz czy nie deszcz, jeść się chce. Na moje szczęście mieszkam 3 minuty od targowiska, więc nawet dziurawe buty nie są w stanie zniechęcić mnie do zjedzenia czegoś świeżego. O tej porze roku na targu można już znaleźć sporo smakowitych warzyw. Staram się wybierać takie rośliny, na które właśnie jest sezon i które nie muszą pokonywać tysięcy kilometrów, żeby trafić na mój talerz. Więc jeśli jest taka możliwość, jem i jem aż sezon się nie skończy. Aktualnie w moim jadłospisie dość często pojawiają się zielone szparagi.
A mój majowy dzień był wyjątkowo bogaty w węglowodany, od śniadania po kolację. Ale właśnie na to miałam dzisiaj ochotę, więc nie będę się karcić za te przyjemności ;)
ŚNIADANIE
- bułka wieloziarnista posmarowana pastą z fasoli + liście szpinaku + pomidor + ogórek + rzodkiewka + posiekany szczypior i natka pietruszki
Pośniadanie
- kawa z mlekiem sojowym + galaretka w czekoladzie
OBIAD
- ziemniaki + marchewka upieczone w piekarniku z odrobiną oleju i garścią ziół, posypane sezamem
- bakłażan + zielone szparagi skropione oliwą, posypane solą i upieczone w piekarniku
- kawałek kiszonej cukini
Poobiad
- kawa z mlekiem sojowym
Podwieczorek
- banan + kilka orzechów ziemnych
- 2 galaretki w czekoladzie + 1 kostka czarnej czekolady (to już było zbędne, ale moje łakomstwo zwyciężyło ;p)
KOLACJA
- makaron razowy ze szpinakiem, słonecznikiem, tofu, czosnkiem i kaparami
- gruszka
Przejdź do MENU NR 2
22.05.2019
Autorka: eMCe