Niektóre warzywa mają w sobie coś takiego, że je uwielbiam, ale tylko przez chwilę. Są to przede wszystkim warzywa kapustne: brokuły, brukselka i kalafior. Wygląda to tak, że jednego dnia nabieram wielką ochotę na zjedzenie któregoś z nich. Lecę na targ i kupuję, pod warunkiem, że cena nie przyprawi mnie o palpitacje serca. Przyrządzam zdobycz w ulubiony lub w najłatwiejszy sposób. Zajadam z takim smakiem, że oblizuję palce, a czasem nawet talerz ;p I na tym się kończy moja przygoda z warzywem, ponieważ następnego dnia nie mam ochoty nawet na nie patrzeć. Musi minąć kilka tygodni, zanim znów zagości na moim talerzu.
Tym razem z kalafiorem było trochę inaczej, co mnie bardzo zdziwiło. Czy to ten przepis w sosie curry tak na mnie zadziałał, czy może obecność szparagów? Nie wiem, ale na drugi dzień nadal pałaszowałam kalafior z wielkim apetytem, najpierw gotowany, a potem na surowo w sałatce. Być może to jest moje kalafiorowe przebudzenie...
ŚNIADANIE
- ciasto drożdżowe z rabarbarem i truskawkami (przepis)
- mrożona kawa z mlekiem sojowym
Pośniadanie
- truskawki
OBIAD
- kalafior i szparagi w sosie curry z mlekiem kokosowym + słonecznik + kasza bulgur i vermicelli + ogórek konserwowy
Poobiad
- kawa z mlekiem sojowym
- ciasto drożdżowe
Podwieczorek
- orzeszki ziemne w łupinach
KOLACJA
- truskawki + banan + jogurt sojowy (z Kauflandu firmy Take it Veggie) + chia + kakao w ziarnach + orzechy laskowe + orzechy włoskie + szczypta cukru muskobado
06.06.2019r.
Autorka: eMCe.